Tytuł: Opowieści z Dzikich Pól
Autor: Jacek Komuda
wydawnictwo: Fabryka Słów
Po przeczytaniu tomu
opowiadań Opowieści z Dzikich Pól autorstwa naczelnego polskiego szlachcica,
pana Jacka Komudy, mam do tego pisarza stosunek bardzo ambiwalentny.
Co
można policzyć mu in plus? Zdecydowanie to, że sięga do nieco zapomnianego,
często pomijanego etapu w historii Polski, historii XVI – i XVII – wiecznej,
kiedy to Rzeczpospolita Obojga Narodów była jednym z najpotężniejszych państw w
Europie, a pod wieloma względami nawet resztę Europy przewyższała. Powtarzam do
znudzenia, że mamy tak interesującą historię, z której można czerpać garściami, że nie warto poruszać się ciągle w obrębie kilku wybranych epok. O tejże historii można
pisać w rozmaitych konwencjach – historycznej, romansowej, kryminalnej,
humorystycznej, sensacyjnej, konwencji horroru. Dlatego Komuda, odwołujący się
do tradycji Polski szlacheckiej, sarmackiej, wielowyznaniowej; starający się
rekonstruować tę interesującą przeszłość; ocalający dyskurs Rzeczpospolitej
Obojga Narodów w kulturze popularnej, bardzo, bardzo mi się podoba.
Nie
jest jednak tak, że owa rekonstrukcja sprowadza się jedynie do patetycznego
opiewania kraju o tak bogatej historii, wspaniałego, potężnego, tolerancyjnego.
Nie, autor nurza się raczej w tych nieco ciemniejszych odmętach polskich
historii tamtych czasów. To historie banitów, szlachciców objętych infamią,
gotowych posiekać każdego przypadkowo napotkanego chłopa; historie zabobonów,
opowiadające o czarach, wiedźmach, worożychach, wąmpierzach i upirach. To
wreszcie historie zajazdów, bezprawnych zajęć majątków, konfliktów
narodowościowych. Komuda rozdaje wszystkim po równo, jego opowiadania są
pozbawione jakiegokolwiek zacięcia ideologicznego, politycznego, społecznego.
Autor po prostu konstatuje fakty, nie kokietuje czytelnika, podsuwa mu pod nos
historię, mówiąc: popatrz, tak właśnie było. I to jest kolejna rzecz, którą
można mu policzyć w poczet jego literackich zasług.
Tylko
że cóż z tych zasług, skoro autorowi brak warsztatu, żeby pięknie opisać to, na
czym się tak dobrze zna i co go w widoczny sposób fascynuje. Bo muszę przyznać
z przykrością, że pan Komuda ma dość ciężkie pióro, a o prowadzonej przez niego
narracji można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest piękna, potoczysta i
wciągająca.
Krytykę
tę czynię z zastrzeżeniem, że przeczytałam jedynie opowiadania, narracja może
nieco lepiej prezentować się w powieściach Komudy, w których jest więcej miejsca
na interesujące dygresje, plastyczne opisy i wycyzelowaną kreację bohaterów. Trudno
jednak krótką formą usprawiedliwiać Opowieści z Dzikich Pól, które chwilami
przypominają nieco opowiadanie tworzone na lekcję języka polskiego przez
utalentowanego ucznia gimnazjum.
Do
opisania opowieści autorstwa Komudy najlepiej pasuje przymiotnik płytkie. Tak
właśnie, opowieści są płytkie, powierzchowne, ślizgające się jedynie po
powierzchni. Niektóre z opisów wydają się być urwane w połowie albo pocięte
przez jakiegoś zecera – służbistę, któremu zabrakło miejsca w arkuszu. Wszyscy
główni bohaterowie są niemal identyczni, różni ich jedynie nazwisko i kolor
podgolonej czupryny. Interesującym bohaterom drugoplanowym niemal w ogóle nie
poświęca się uwagi, wprowadzając ich do fabuły chyba jedynie po to, by później
porzucić w połowie drogi. Akcja porusza się do przodu skokowo, czasami jest
zbyt zagęszczona, za to niczym nie umotywowana – autor chyba wyszedł z
założenia, że nagłe fabularne zwroty sprawią, że czytelnik nie będzie szukał w
jego opowiadaniach logiki. Wątki nadprzyrodzone są wydumane, niektóre
sprawiają wrażenie, że wymknęły się autorowi spod kontroli (prym wiedzie w tym
względzie opowiadanie Veto).
Na osłodę zanotuję, że opowieści
pana Komudy są napakowane wspaniałym słownictwem, które mnie, wytrwałej
tropicielce takich smaczków wydaje się chwilami niebywale piękne (powiedzcie,
gdzie ostatnio przeczytaliście lub usłyszeliście wyraz dzianet? No gdzie?)
Nie
wiem czy polecać Opowieści z Dzikich Pól Jacka Komudy. Bo czy fakt, że
czerpią pełnymi garściami z najbardziej interesujących wydarzeń opisanych w
podręcznikach do historii Polski, ma być ich najważniejszą zaletą, zachęcającą do czytania?
Szkoda, że autorowi brak warsztatu. Same względy historyczne nie powinny przesądzać o wartości książki.
OdpowiedzUsuńZ ciekawosci az przeczytam (a na razie juz powoli - wreszcie! - zmierzam ku koncowi "Paryskich pasazy" - i jestem zakochana w tej ksiazke, i w ogole w Rutkowskim).
OdpowiedzUsuńAch, to cudnie. ;-)
OdpowiedzUsuńNawet sobie nie zdajesz sprawy, jak fajnie jest słuchać tych opowieści na żywo, na zajęciach przez niego prowadzonych. ;-)