sobota, 13 kwietnia 2013

"Liczby Charona", czyli intrygujący bohater




Tytuł: Liczby Charona
Autor: Marek Krajewski
wydawnictwo: Znak







Jeżeli kiedykolwiek wspominałam, że spowszedniały mi kryminały Marka Krajewskiego, niniejszym przepraszam, przyznaję się do błędu i posypuję głowę popiołem. Po przeczytaniu powieści Liczby Charona obwieszczam, że autor nie dość, że nie stracił formy, to jeszcze pięknie się rozwinął, konstruując coraz to ciekawszych bohaterów i bardziej wciągające intrygi.

W Liczbach Charona pojawił się komisarz Edward Popielski – pojawił się i z miejsca wskoczył na pierwsze miejsce moich ulubionych detektywów zrodzonych z polskiej literatury kryminalnej. Popielski, nie dość, że jest komisarzem lwowskiej policji, to także znakomitym matematykiem i znawcą starożytnej greki i łaciny. Studia na wydziale matematycznym Uniwersytetu Wiedeńskiego przerwała mu choroba, epilepsja, objawiająca się w chwilach, kiedy komisarz patrzy na migoczące światło słoneczne. Ta choroba zadecydowała nie tylko o jego studiach, lecz także zdeterminowała cały tryb życia – Popielski pracował wieczorami i nocami, a mieszkańcy Lwowa rozpoznawali go po ciemnych okularach przeciwsłonecznych.

Komisarz to także ojciec kilkuletniej Rity, nieco podstarzały dandys, obłóczony w najlepsze dostępne na rynku garnitury i drapieżny kochanek, który wynajmowane przez siebie panienki z lepszego towarzystwa zabiera w podróże koleją do Krakowa, a w pociągach oddaje się z nimi miłosnym uciechom.

Wydawało by się, że Popielski jest tropicielem zagadek, jakich wielu – samotnym, ze zniszczonym życiem osobistym, nieco cynicznym, trochę tajemniczym. Nie wiem, na czym polega siła kreacji tego bohatera, dlaczego akurat Popielski tak mnie zafascynował. Być może dlatego, że przy całym swym obyciu, kulturze, wykształceniu, jest w gruncie rzeczy zimnym draniem – ale nie takim uroczym, puszczającym oczko, o nie. Jest draniem, który nie zawaha się przed największą podłością, żeby dopiąć swego. Uważa, że cel uświęca środki. Ma swój własny kodeks moralny, w którym morderstwo jest nierzadko zbrodnią mniejszą niż wyciągnięcie portfela z tylnej kieszeni współpasażera.
W tym chyba leży siła kreacji komisarza Popielskiego – rzadko zdarza się spotkać bohatera tak niesympatycznego, któremu tak bardzo się kibicuje.

Tym razem Popielski, zwolniony z pracy, prowadzi prywatne dochodzenie w sprawie morderstwa starszej kobiety, worożychy Luby Bajdykowej.

Intryga kryminalna jest dokładnie taka, jak lubię – rozbuchana, barokowa, przyozdobiona mnóstwem ciekawych wstawek dotyczących historii, literatury, filozofii, matematyki, logiki, … Lubię autorów, którzy wkładają w konstrukcję akcji wysiłek, popisują się kulturą i erudycją, wikłają, komplikują, a nie podkładają na leśnej dróżce zwłoki i uważają, że to załatwi im całą sprawę.

Przedwojenny Lwów przedstawiony przez Marka Krajewskiego jest barwny i niezmiernie ciekawy, multikulturowy i bardzo zróżnicowany etnicznie. Jego ulice wypełniają charakterni batiarzy, panienki podejrzanej konduity, kieszonkowcy zorganizowani w spółdzielnie, studenci, Żydzi, lecz także bogate mieszczaństwo i inteligencja, która stała się zalążkiem lwowskiej szkoły matematyki. Zewsząd słychać język polski, rosyjski, jidysz, ukraiński, a nawet niemiecki.

Wspaniałe są fragmenty, w których bohaterowie posługują się lwowską gwarą, dzisiaj zupełnie już zapomnianą, ale pięknie odtworzoną przez autora. Pięknie, tak, że ma się ochotę poprosić o całą książkę, której głównym bohaterem będzie to właśnie miasto.

Liczbami Charona lecz także pozostałymi powieściami o Edwardzie Popielskim, Krajewski pięknie wpisuje się w grono autorów rekonstruujących pamięć o naszym przedwojennym Lwowie. I choć nie unika pułapki, jaką jest odwołanie do wyłącznie polskiej tradycji tego miasta (tak, polskiej, pomimo ukazania, jaką mieszanką kulturową i etniczną było to miejsce przed wojną), to mi taka rekonstrukcja absolutnie nie przeszkadza. ;-)

Krajewski pozostaje dla mnie dzisiaj jednym z najbardziej interesujących polskich autorów – i nic to, że tworzy kryminały, które mimo wszystko postrzegane są jako literatura niższych lotów. Autor Liczbami Charona pokazuje, że i ten gatunek może stać się polem do różnorakich literackich eksperymentów, szczególnie w zakresie kształtowania intrygi.
Polecam.

10 komentarzy:

  1. Zakochalam sie w Popielskim juz po samej Twojej recenzji, uwielbiam tak :-))).

    Ale chce zaczac od pierwszego tomu, poszlam sprawdzic na biblionetke i... pierwszy tom to "Glowa Minotaura", ktory jest jednoczesnie szostym o Mocku, hmm.
    (w sumie bedzie okazja wrocic do Mocka, bo jakos zarzucilam cykl po czterech tomach, nie wiem, dlaczego, bo podobal mi sie BARDZO)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja zaczęłam czytanie jakoś tak od środka, zresztą pan Krajewski chyba też nie opisuje przygód Popielskiego linearnie, tylko z lat trzydziestych powraca w dwudzieste. Może się mylę, ale "Liczby Charona" chronologicznie chyba są pierwsze. ;-)
      Tak czy inaczej, naprawdę polecam książki o Popielskim, uwielbiam takich literackich drani. ;-)

      Poza tym uważam, że książki Krajewskiego są świetnym materiałem na filmy i dziwi mnie, że nikt nie wziął się jeszcze za ekranizację. ;-)

      Usuń
  2. Jestem fanką Krajewskiego już od dawna, a cykl lwowski podoba mi się chyba nawet bardziej od wrocławskiego. Intrygi są może raz lepsze, raz gorsze, ale kreacja bohaterów, tło i erudycja autora, którą widać niemal w każdym akapicie, są pierwszorzędne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. ;-)
      Mock i Breslau są ciekawe, ale to Lwów i Popielski robią na mnie większe wrażenie. Tylko ciągle do konca nie wiem, dlaczego... ;-)

      Usuń
  3. Nie słyszałam o tym pisarzu. Widzę, że muszę nadrobić zaległości, gdyż książka wydaje się bardzo intrygująca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam słabość do Marka Krajewskiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. ;-)
      Bardzo chciałabym wybrać się na jakieś spotkanie z tym autorem. Wydaje się intryguący. ;-)

      Usuń
  5. Czytałam "Erynie" Krajewskiego i książka ta nie przypadła mi do gustu, ale tak ładnie piszesz o "Liczbach Charona", że nie wiem, czy nie dać autorowi drugiej szansy :) lubię takie kryminały z rozbudowanym tłem, gdzie nie chodzi tylko o zbrodnię i jej rozwiązanie, mimo tego, że jak stwierdzasz, kryminały to literatura niższych lotów, to wierzę, że i tu można znaleźć interesujące, wyróżniające się pozycje. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę dać mu drugą szansę, zdecydowanie! Edward Popielski godny jest bliższego poznania. ;-)
      Poza tym, "Liczby Charona" to najbardziej "lwowska" część tego cyklu, najbardziej przedwojenna i najbardziej klimatyczna.

      Usuń
  6. Czytałam tylko Erynie, podobała mi się i na pewno będę kontynuować znajomość z Krajewskim pisarzem.

    OdpowiedzUsuń