sobota, 2 marca 2013

Lituma w Andach, czyli esencja Peru




tytuł: Lituma w Andach
autor: Mario Vargas Llosa
tłumaczenie:Wojciech Charchalis
wydawnictwo: Znak 





Gdy hasłowo streszcza się poszczególne książki Mario Vargas Llosy, powieść Lituma w Andach nazywa się najbardziej andyjską ze wszystkich powieści tego pisarza. Dużo w tym racji.
Południe, cała przebogata i fascynująca kultura Peru, są obecne we wszystkich powieściach Llosy, często Peru jest autonomicznym bohaterem, a zawsze – barwnym tłem, które ubogaca akcję. Tym razem Peru i wszystko, co się za nim kryje, wychyla się z kart książki szczególnie mocno.
Andy są w powieści Llosy krainą wspaniałą, ale bardzo tajemniczą, mroczną i niebezpieczną. Nie jest ona znana nawet mieszkańcom Peru pochodzącym z innych rejonów kraju, ale autonomiczna i oryginalna. To kraina wypełniona pradawnymi wierzeniami o szamanach, wiedźmach, krwawych bogach i jeszcze krwawszych ofiarach im składanych; kraina starożytnych, nieznanych plemion; kraina zamkniętych w sobie, nieufnych ludzi; wreszcie kraina piękna, ale pięknem surowym, stale zagrożonym schodzącymi lawinami huaycas.
            
Powieść Lituma w Andach to historia tytułowego Litumy, który jest sierżantem policji na posterunku w chylącej się ku upadkowi, zapomnianej przez Boga i ludzi wioseczce na szczytach Andów. Do pomocy ma tylko wiernego sierżanta Tomasita, a wokół siebie atmosferę pełną niechęci i milczenia – jest obcy. Dodatkowe problemy sprawiają mu tajemnicze zniknięcia mieszkających w okolicy mężczyzn.
Jak to u Llosy, intryga kryminalna nie jest najważniejsza. Najważniejszy jest powolny, żmudny proces poszukiwania prawdy – prawdy nie o zniknięciach i morderstwach, ale o naturze ludzkiej, która jak to zwykle bywa, okazuje się zdecydowanie bardziej mroczna niż się na początku wydawało.
            
Trudno posądzić Llosę o sympatie lewicowe. Polityka jest w jego książkach obecna, czasami tylko w tle, ale zawsze w jakiś sposób determinuje losy bohaterów. W tym przypadku autor pozwala sobie na przedstawienie żywiołu buntowników, wyniszczającego nie tylko Andy, lecz także cały kraj. Organizują oni ludowe sądy, wymierzają kary wrogom systemu, jak sami mówią, walczą z przesądami, ciemnotą, zabobonem, starają się wyzwolić wszystkich ludzi spod dominacji panów i doprowadzić do powszechnej równości. Brzmi to pięknie, ale w praktyce naznaczone jest śmiercią wielu niewinnych ludzi. Czy oznacza to, że ideologia głoszona przez młodych buntowników jest do cna zła, a oni sami nie zasługują na łaskę? Czy poddali się oni uproszczeniom, a ich wina nie jest wówczas tak duża? Llosa chyba nie daje na to tak zupełnie jednoznacznej odpowiedzi, jedynie mimochodem konstatuje, że rewolucja niszczy, a nie buduje - dlatego sympatia czytelnika jego książki stoi po stronie starego porządku, a nie prymitywnych, zacietrzewionych terrucos. 
            
Llosa jest niezrównanym stylistą, najlepszym z żyjących i jednym z największych w literaturze w ogóle. Także w tej powieści bawi się charakterystyczną dla niego równoczesnością narracji, która pozwala nie tylko na skonstruowanie dynamiczniejszej akcji, lecz także bardziej wyrazistą kreację psychologiczną bohaterów.
Jednakże o tytułowym sierżancie Litumie wiemy niewiele – narrator skąpi informacji na jego temat, koncentrując się  na otaczających go bohaterach, którzy charakteryzują się poprzez opowiadane przez siebie opowieści.
Sierżant Lituma wydaje mi się postacią naprawdę fascynującą – pojawia się w kilku innych powieściach Llosy, ale wszędzie jest tak samo tajemniczy, nieco zamknięty w sobie, trochę cyniczny i milczący. Poza tym jest przeciętnym człowiekiem – nie ma żadnych wyjątkowych zdolności, a wyznawany przez niego system wartości czasami pozostaje nieco płynny. Ale może właśnie to jest w jego kreacji najlepsze?
            
Powieść Llosy, z tymże fascynującym bohaterem, piękną, wycyzelowaną narracją i niepodrabialnym klimatem Andów, zdecydowanie warta jest przeczytania.  
           

2 komentarze:

  1. Klimat Andów najbardziej do mnie trafia.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, Mila, wrocilas :-)))))).

    A tej ksiazki Llosy jeszcze nie czytalam, az dziwne - na pewno nadrobie (aczkolwiek nie za szybko, jestem ksiazkowo zablokowana ;-)) ).

    OdpowiedzUsuń