Tytuł: Liczby Charona
Autor: Marek Krajewski
wydawnictwo: Znak
Jeżeli
kiedykolwiek wspominałam, że spowszedniały mi kryminały Marka Krajewskiego,
niniejszym przepraszam, przyznaję się do błędu i posypuję głowę popiołem. Po
przeczytaniu powieści Liczby Charona obwieszczam, że autor nie dość, że nie
stracił formy, to jeszcze pięknie się rozwinął, konstruując coraz to
ciekawszych bohaterów i bardziej wciągające intrygi.
W Liczbach Charona pojawił się komisarz Edward Popielski – pojawił się i z
miejsca wskoczył na pierwsze miejsce moich ulubionych detektywów zrodzonych z
polskiej literatury kryminalnej. Popielski, nie dość, że jest komisarzem
lwowskiej policji, to także znakomitym matematykiem i znawcą starożytnej greki
i łaciny. Studia na wydziale matematycznym Uniwersytetu Wiedeńskiego przerwała
mu choroba, epilepsja, objawiająca się w chwilach, kiedy komisarz patrzy na
migoczące światło słoneczne. Ta choroba zadecydowała nie tylko o jego studiach,
lecz także zdeterminowała cały tryb życia – Popielski pracował wieczorami i
nocami, a mieszkańcy Lwowa rozpoznawali go po ciemnych okularach
przeciwsłonecznych.
Komisarz
to także ojciec kilkuletniej Rity, nieco podstarzały dandys, obłóczony w
najlepsze dostępne na rynku garnitury i drapieżny kochanek, który wynajmowane
przez siebie panienki z lepszego towarzystwa zabiera w podróże koleją do
Krakowa, a w pociągach oddaje się z nimi miłosnym uciechom.
Wydawało
by się, że Popielski jest tropicielem zagadek, jakich wielu – samotnym, ze
zniszczonym życiem osobistym, nieco cynicznym, trochę tajemniczym. Nie wiem, na
czym polega siła kreacji tego bohatera, dlaczego akurat Popielski tak mnie
zafascynował. Być może dlatego, że przy całym swym obyciu, kulturze,
wykształceniu, jest w gruncie rzeczy zimnym draniem – ale nie takim uroczym,
puszczającym oczko, o nie. Jest draniem, który nie zawaha się przed największą
podłością, żeby dopiąć swego. Uważa, że cel uświęca środki. Ma swój własny
kodeks moralny, w którym morderstwo jest nierzadko zbrodnią mniejszą niż wyciągnięcie
portfela z tylnej kieszeni współpasażera.
W tym chyba leży siła kreacji komisarza
Popielskiego – rzadko zdarza się spotkać bohatera tak niesympatycznego, któremu
tak bardzo się kibicuje.
Tym
razem Popielski, zwolniony z pracy, prowadzi prywatne dochodzenie w sprawie
morderstwa starszej kobiety, worożychy Luby Bajdykowej.
Intryga
kryminalna jest dokładnie taka, jak lubię – rozbuchana, barokowa, przyozdobiona
mnóstwem ciekawych wstawek dotyczących historii, literatury, filozofii,
matematyki, logiki, … Lubię autorów, którzy wkładają w konstrukcję akcji
wysiłek, popisują się kulturą i erudycją, wikłają, komplikują, a nie podkładają
na leśnej dróżce zwłoki i uważają, że to załatwi im całą sprawę.
Przedwojenny
Lwów przedstawiony przez Marka Krajewskiego jest barwny i niezmiernie ciekawy,
multikulturowy i bardzo zróżnicowany etnicznie. Jego ulice wypełniają
charakterni batiarzy, panienki podejrzanej konduity, kieszonkowcy zorganizowani
w spółdzielnie, studenci, Żydzi, lecz także bogate mieszczaństwo i
inteligencja, która stała się zalążkiem lwowskiej szkoły matematyki. Zewsząd
słychać język polski, rosyjski, jidysz, ukraiński, a nawet niemiecki.
Wspaniałe
są fragmenty, w których bohaterowie posługują się lwowską gwarą, dzisiaj
zupełnie już zapomnianą, ale pięknie odtworzoną przez autora. Pięknie, tak, że
ma się ochotę poprosić o całą książkę, której głównym bohaterem będzie to
właśnie miasto.
Liczbami
Charona lecz także pozostałymi powieściami o Edwardzie Popielskim, Krajewski
pięknie wpisuje się w grono autorów rekonstruujących pamięć o naszym przedwojennym Lwowie. I choć
nie unika pułapki, jaką jest odwołanie do wyłącznie polskiej tradycji tego
miasta (tak, polskiej, pomimo ukazania, jaką mieszanką kulturową i etniczną
było to miejsce przed wojną), to mi taka rekonstrukcja absolutnie nie
przeszkadza. ;-)
Krajewski
pozostaje dla mnie dzisiaj jednym z najbardziej interesujących polskich autorów
– i nic to, że tworzy kryminały, które mimo wszystko postrzegane są jako
literatura niższych lotów. Autor Liczbami Charona pokazuje, że i ten gatunek może
stać się polem do różnorakich literackich eksperymentów, szczególnie w zakresie
kształtowania intrygi.
Polecam.